Rynkowy benchmark, który spadł o ponad 11% w skali roku, właśnie osiągnął „krzyż śmierci”. Dzieje się tak wtedy, gdy 50-dniowa średnia krocząca indeksu spada poniżej 200-dniowej liczby.
To sygnał, że coś się dzieje na rynku, gdyby ktoś potrzebował więcej dowodów. W normalnych czasach, gdy zapasy rosną, średnia ostatnich cen jest wyższa niż wartość za 200 dni, ponieważ dane długoterminowe obejmują poziomy, gdy zapasy były niższe.
Ceny akcji spadły poniżej swojego długoterminowego trendu, ponieważ inwestorzy biorą pod uwagę obecne ogromne ryzyko dla gospodarki. Do czego doprowadziła wojna rosyjsko-ukraińska sankcje na rosyjski eksport towarów, co zmniejszyło ilość tych towarów na rynku światowym, powodując gwałtowny wzrost cen.
W rezultacie konsumenci mogliby wycofać się z wydatków. Jeszcze przed atakiem Rosji inflacja rosła, wywierając presję na banki centralne, aby spowolniły gospodarkę w celu uzyskania kontroli nad cenami. Już teraz oczekuje się, że banki centralne to zrobią podnieść stopy procentowe kilka razy w tym roku.
Krzyż śmierci S&P 500 umieszcza 50-dniową średnią kroczącą indeksu na poziomie około 4,465. To mniej niż 200-dniowa średnia krocząca wynosząca 4,467. Aby indeks zamknął się na krzyżu śmierci, wystarczyłoby, aby w poniedziałek zakończył się poniżej poziomu 4,377; wczesnym popołudniem wynosił 4,199.90.
Chociaż powoduje to ponurą sytuację na giełdzie, prawdopodobnie jest to dobry moment dla inwestorów długoterminowych na kupowanie akcji. Historycznie rzecz biorąc, S&P 500 zwykle odnotowuje imponujące zyski w okresie 12 miesięcy po początkowym zamknięciu w momencie śmierci. Według Dow Jones Market Data, biorąc pod uwagę 53-krotne zamknięcie indeksu w strefie śmierci, średni wzrost w tym okresie wynosi 50.7%.
Co prawda, indeks może przez jakiś czas pozostać w krzyżu śmierci; średni okres wynosi 155 dni handlowych. Kiedy jednak zyski już się zmaterializują, wydają się być ekscytujące. Ostatni raz indeks zamknął się na obszarze, na którym panowała śmierć, miał miejsce 30 marca 2020 r., kiedy wydawało się, że wraz z nadejściem pandemii niebo się zawaliło. Od tego momentu indeks zyskał ponad 55% w następnym roku.
Rzecz w tym, że w pewnym momencie ryzyko makroekonomiczne, które powoduje spadek cen akcji, zostaje w pełni odzwierciedlone w ich cenach. Dopóki zyski przedsiębiorstw będą nadal rosły, dopóty w pewnym momencie akcje ponownie zaczną rosnąć.
Napisz do Jacoba Sonenshine'a na [email chroniony]