Jak dosłownie wszyscy się spodziewali, kiedy Boston Celtics zdecydowali się rozegrać swój starter przeciwko niedoborowej drużynie Memphis Grizzlies ostatniego dnia sezonu zasadniczego, zarezerwowali sobie rewanż w pierwszej rundzie play-off z Brooklyn Nets. Nadszedł więc czas, aby sprawdzić, czy decyzja ponownie ich prześladuje: niezależnie od tego, jak dobrze spisali się Celtics w tym roku kalendarzowym, będą mieli pełne ręce roboty przeciwko drużynie z Brooklynu, w której wystąpią Kevin Durant i stary wróg Kyrie Irving. Kluczem do wygrania tej serii może być właśnie Jayson Tatum.
W zeszłym roku Celtics bez Jaylena Browna weszli do play-offów jako słabsi i, ku zaskoczeniu nikogo, zostali wyeliminowani przez Nets pomimo tego, że Tatum podjął potworną ofensywę. W tym roku Brown jest jednak zdrowy i cały zespół gra ze znacznie większą pewnością siebie. Gdyby środkowy Robert Williams nie odpadł bez naderwanej łąkotki, prawdopodobnie byliby zdecydowanymi faworytami w dzisiejszym popołudniowym meczu nr 1.
Williams będzie jednak dostępny najwcześniej pod koniec serii, a bardziej realistyczne może być oczekiwanie na jego powrót dopiero, jeśli Bostonowi uda się awansować do drugiej rundy. Tymczasem Nets drażnią się z potencjalnym debiutem na Brooklynie Bena Simmonsa, którego otrzymali w wymianie z Philadelphia 76ers za Jamesa Hardena w zamian za utalentowanych malkontentów. Jeśli któraś z tych dwóch drużyn ma tendencję wzrostową, to z pewnością są to Nets.
Możliwe jest oczywiście, że Celtics nie są zbytnio zainteresowani potencjalnym powrotem Simmonsa do koszykówki. Simmons, który podczas swojego pobytu w Filadelfii w jakiś sposób cofnął się w rozwoju jako ofensywny zawodnik, w zeszłym roku dał o sobie znać w play-offach. Nie jest wykluczone, że Nets mogliby to zrobić zaszkodzić ich szansom próbując włączyć w locie zawodnika z tak ograniczonymi umiejętnościami jak Simmons w środku serii play-offów, w której zwycięzca bierze wszystko, co stanowi ogromny wpływ, jaki może wywrzeć na defensywną część parkietu.
To tylko jeden z powodów, dla których Celtics są tym razem znacznie bardziej funkcjonalną jednostką niż Nets. Jednak oto kwestia posezonowa: świetne występy graczy kalibru HOF mogą w efekcie wymazać wszelkie zalety, jakie mogą mieć lepiej skonstruowane składy. Widzieliśmy to ostatnio u graczy takich jak LeBron James, Kawhi Leonard i Giannis Antetokounmpo prowadzących swoje drużyny do mistrzostw w porównaniu z lepiej zrównoważonymi składami.
Właśnie dlatego Celtics wybrali nowy model Wielkiej Trójki, łącząc siły z Paulem Pierce'em, Kevinem Garnettem i Rayem Allenem w 2007 roku, kiedy to drużyna po raz ostatni zdobyła tytuł. Czasami drużyny, które mają najlepszych graczy, po prostu wygrywają: NBA zawsze była ligą napędzaną gwiazdami i najprawdopodobniej zawsze taka będzie.
Celtics są bez wątpienia lepszą drużyną niż Nets, szczególnie biorąc pod uwagę, jak całkowicie dysfunkcjonalny jest Brooklyn na poziomie instytucjonalnym. Problem w tym, że Nets mają także dwóch z trzech najlepszych zawodników tej serii – Duranta i Irvinga. Jeśli w tym samym czasie będą grać na najwyższych obrotach – co na szczęście dla Celtics nie zawsze miało miejsce w sezonie zasadniczym – przewaga Bostonu zarówno w ataku, jak i obronie zespołowej może po prostu nie mieć znaczenia.
Właśnie dlatego Tatum, najlepszy zawodnik Celtics i kandydat na MVP ligi granicznej za swoje bohaterskie wyczyny w drugiej połowie, może okazać się kluczem do zemsty na Brooklynie. Jeśli Tatum zagra na tym samym poziomie, co w dwóch ostatnich meczach ostatniej serii przeciwko Nets, Celtics mogliby szybko rozprawić się z rywalami. Jeśli nie, trudno nie wyobrazić sobie, że będzie to długa seria, w której zwycięzca będzie ważny aż do gorzkiego końca.
Źródło: https://www.forbes.com/sites/hunterfelt/2022/04/17/jayson-tatum-will-be-key-if-the-boston-celtics-want-to-beat-the-brooklyn- sieci/